Z Denver do Black Hills

Jeśli byście chcieli zobaczyć bramę do Krainy Wielkich Równin i ta część USA która jest najpopularniejsza jako miejsce turystyczne dla amerykanów to proponuje rozpocząć przygodę w Denver pożyczyć tam samochód, opuścić piękny stan Kolorado (choć akurat rejon wokół Denver nie powala).. i udać się na północ do South Dakota.

Ja jako bazę wypadowa do zwiedzenia Dakoty południowej wybrałem miasteczko Custer w Black Hills National Forest. Leży ono na skrzyżowaniu dróg w Czarnych Górach i stanowi fajna opcje do zwiedzenia całego tego rejonu.
Co to za  miejsce Black Hills?
Kto nie czytał "Złota Gór Czarnych" nie fascynował go świat dzikiego zachodu oraz indian i kowbojów itp moze nie być zainteresowny...
Co możemy zobaczyć w Black Hills?
Dwie jaskinie: Jewel Cave National Monument i Wind Cave National Park, nastepnie : Badlands National Park oraz oczywiście Mount Rushmore National Memorial i Crazy Horse Memorial-czyli dwie największe atrakcje turystyczne w rejonie.
Tutaj warto zwrócic uwagę na różnice w nazwach wszystkich atrakcji na mapie i w przewodnikach, ponieważ w USA znajdziecie parki narodowe, parki stanowe i właśnie “national monuments”.
Róznia je oczywiscie kwestie prawne i legalizacyjne ale z naszego czyli turysty punktu widzenie oznacza to że płacimy za zwiedzanie różnym instytucjom.
Jeśli w USA zamierzacie zobaczyć co najmniej trzy parki narodowe gdzie średnia cena za wjazd do parku(płaci się za samochód nie za osobę) to 30 dolarów proponuje kupić roczną „wejściówkę” do parków narodowych za 80 dolarów.
Poza oszczędzeniem kasy korzystacie z osobnych bramek wjazdowych i możecie w sposób o wiele bardziej elastyczny planować odwiedziny parków narodowych a jest ich w USA aż 62.
Największy park narodowy to Park Narodowy Wranglera na Alasce 33 tysiące kilometrów kwadratowych( trochę mniej niż województwo mazowieckie ) a najstarszy park Yellowstone to prawie 9 tysiecy kilometrów kwadratowych (tyle co opolskie..).
Dla lepszego porównania polski największy park to Biebrzański Park Narodowy o powierzchni 592 kilometrów a najbardziej znany tatrzański to „zaledwie” 211 kilometrów kwadratowych..
Parki narodowe w USA są zarządzane przez National Park Service(NPS)służbę federalna z budżetem prawie 3 miliardów dolarów. Natomiast „national monuments” czyli pomniki narodowe to ponad 100 obszarów, budynków czy jaskiń objętych również nadzorem federalnym. Parki narodowe ustanawia Kongres natomiast „national monuments” może utworzyć Prezydent USA. Niestety całoroczna „wejściówka” do parków narodowych nie działa we wszystkich „national monuments” i oczywiście nie jest chonorowana w większości parków stanowych.

Ale wracając do Dakoty Południowej, my na początku  odwiedziliśmy Wind Cave National Park i choć jest to jedna z najdłuższych jaskiń na świecie to jeśli odwiedziliście jaskinie na Słowacji czy w Austrii, Wind Cave nie zwali was z nóg. Natomiast wokół jaskini rozciąga się teren porośnięty trawą i charakterystyczną dla Black Hills sosna pendarosa , zamieszkały przez pieski preriowe i bizony. powiecie że widzieliście żubry więc bizony was nie ruszają?
Ruszają, naprawde w zyciu nie widziałem tak wielkich zwierząt nie liczącz oczywiście  słoni. Jeden egzemplarz miał tak wielki łeb że niewiem czy ktoś o krótszych rękach niż moje mogłby go złapac za rogi..
Możecie jak to w Stanach objechać park samochodem lub skorzystać z wielu szlaków pieszych. Jaskinie Jawel darowaliśmy sobie z oszczędności czasu.
Na północ od Wind Cave znajduje się Custer State Park którego największa atrakcją są niesamowite widoki oraz …pieski preriowe i bizony.
Jeśli nocujecie w Custer proponuję rano pojechać do Wind Cave( w sezonie mogą być kolejki bo do jakini wchodzą określone liczy osób więc lepiej dzień wcześniej sprawdzić dostępność godzin wejścia) które leży ok 40km od Custer a wracać przez Custer State Park zatrzymując się co kilometr żeby zrobić zdjęcie bizonom plączącym się wzdłuż lub po drodze. I radzę nie trąbic na nie jak blokuja droge bo bardzo tego nie lubią, a w zależności co za pojazd pożyczyliscie na podróż, moga być cięższe od wazszego samochodu... Jak juz musicie kogos drażnić to proponuje pieski preriowe.  Potrzebujecie na te dwie atrakcje  cały dzień ale warto.

Badlands National Park jest położony ok 200km od Custer i po drodze warto zatrzymać się w Rapid City, mieście znanym z westernów i książek o dzikim zachodzie. Godzina wam starczy, i możecie jechać dalej.
Badlands to wielki obszar ziemi kompletnie zniszczony erozją który wygląda jak krajobraz księżycowy, białe skały o dziwnych bardzo ostrych kształtach brak roślinności i palące słońce. Wato to miejsce zobaczyć bo nigdzie czegoś podobnego nie ma, ale IMHO wystarczy przejechać przez park i wybrać się na góra 40 minutowy spacer ścieżką uważając na grzechotniki. Parę zdjęc i powrót do klimatyzacji..

Teraz Mount Rushmore. Dla jednych szczyt bezguścia, niszczenia przyrody i bezczeszczenia świętych miejsc Indian, dla innych symbol patriotyzmu i potęgi demokracji Stanów Zjednoczonych. Z Custer 40 minut jazdy.
Na początku lat 20 ubiegłego wieku inicjatywą kilku senatorów i kongresmenów postanowiono wyrzeźbić w zboczach Gór Czarnych twarze czterech prezydentów USA, którzy mieli reprezentować przełomowe wydarzenia w historii Stanów Zjednoczonych.
Rzeźbiarz Gutzon Borglum postanowił uwiecznić w ten sposób prezydentów Waszyngtona, Jeffersona, Roosevlt’a i Lincolna. Uwaga: chodzi o Tedego Roosevelta tego od Teddy Bear i Nocy w Muzeum a nie Franka Deleno od Pearl Harbor...
Powstała gigantyczna rzeźba popiersi prezydentów o wysokości ponad 18 metrów wykuta w skale na wysokości 1750 metrów nad poziom morza.
Prace nad Mont Rushmore rozpoczęto w 1927 a ukończono w 1941r.
Co roku odwiedza to miejsce ponad 1,5 miliona turystów. Wstęp bezpłatny ale parking kosztuje 10 dolarów.

20 minut jazdy na południe od Mt.Rushmore znajduje się Mauzoleum Szalonego Konia, swoista odpowiedź Indian Dakota lub jak sami się nazywają Lakota na obrazoburczą działalność białych na ich ziemiach.
Ma to być największa rzeźba świata wysoka na 172 metry i szeroka na prawie 200 metrów.
Autorem ogromnego pomnika Crazy Horsa jest rzeźbiarz polskiego pochodzenia Korczak Ziółkowski który rozpoczął prace 1948 roku. Po jego śmierci prace nad pomnikiem kontynuuje rodzina jednak ponieważ Ziółkowski odmówił przyjęcia środków federalnych i budowa jest finansowane przez fundacje pomnik wciąż jest w bardzo wczesnym stadium tworzenia.
Profil szalonego Konia możecie zobaczyć już ze wzgórz otaczających Custer.

Góry Czarne pozwolę sobie opisać bardzo szczegółowo bo to jedno z najpiękniejszych miejsc w USA.
Aby zamknąć temat zwiedzania w/w regionu warto jeszcze zobaczyć Hot Springs taki nasz odpowiednik Szczawnicy oraz zafundować sobie podróż pociągiem z Hill City do Keystone. Pociąg żywcem wyjęty z filmów z Dzikiego Zachodu powoli pokonuje wzgórza i wąwozy i przez 45 minut możemy wczuć się w atmosferę rodem z Rio Bravo. Proponuje pojechać do Hill City tam wsiąść do pociągu spędzić ze 30 minut w Keystone( więcej nie ma co robić no chyba że zakupy) i wrócić do miejsca startu. Cena za bilet w dwie strony 30 dolarów, linia nazywa się 1880 TRAIN. Nasz kolejny punkt to Park Narodowy Yelolwstone.

Całoroczna karta wstepu do National Parks

Devils Tower

Z Black Hill's do Yellowstone

Opuszczając Black Hill’s kierujemy się na zachód aby dotrzeć do Parku Narodowego Yellowstone. Najstarszego w USA i chyba najbardziej znanego w Europie, przede wszystkim dzięki kreskówkom o misiu Yogi, choć tak naprawdę rzeczony miś mieszkał w fikcyjnym Jellystone ale kto by tam na coś takiego zwracał uwagę..
Yellowstone to spory park, i żeby zobaczyć wszystkie jego atrakcyjne miejsca musielibyśmy mieć ze dwa-trzy dni tylko na to miejsce. I to zakładam że jeździmy samochodem od jednej atrakcji do drugiej robimy zdjęcia i pędzimy dalej. Bez wejścia na szlaki i dotarcia do miejsc gdzie drogi nie dochodzą.
A tu w przeciwieństwie do polskich parków narodowych możesz chodzić gdzie chcesz… Na szczęście dla leniwych do największych atrakcji można dojechać samochodem.
Noclegi w parku lub jego bliskich obrzeżach są drogie i standardowe, rzekłbym typowo turystyczne, dlatego osobiście polecam poszukać noclegu na odcinku pomiędzy miejscowością Cody a wschodnim wjazdem do Parku.
Z Black Hill’s do Cody musicie jechać ok 6 godzin, drogi tutaj są rewelacyjne ale to kawałek drogi..
Ale ale ,wjeżdżając do urzekającego stanu Wyoming grzechem było by nie zboczyć jakiś 40km na północ i nie zobaczyć Devils Tower National Monument .
To prawie czterysta metrowa skalna kolumna wyrastającą z pośród wzgórz hrabstwa Crook.
Wieża Diabła robi niesamowite wrażenie, jadąc od strony Custer na północ drogą nr 24 już z odległości 10km możemy podziwiać jej majestat.
Teren wokół naszej bohaterki to rozległe porośnięte lasem sosnowym wzgórza spośród których wyrasta czterysta metrowa iglica skalna! Jest efekt woow mówię wam.
Devils Tower to najstarszy pomnik przyrody w USA ustanowiony przez Theodora Roosevelta w 1906 r i jednocześni jedno ze świętych miejsc Indian Cheyenne, Dakota(Lakota) i Kiowa. W języku Indian góra czy może raczej skała znaczy Niedźwiedia Góra,Dom Niedźwiedzia lub Siedziba Niedźwiedzia a obecna angielska nazwa miała się wziąć stąd że dowódca ekspedycji kartograficznej badającej Góry Czarne źle zrozumiał indiańskiego tłumacza który nazwał górę BEAR TOWER co zrozumiano jako BAD TOWER i stąd pojawił się w nazwie góry diabeł.
Niedźwiedzia nazwa pochodzi od indiańskiej legendy która głosi że siedem sióstr zostało zaatakowane przez niedźwiedzia i modląc się do dobrego Manitu o ocalenie wybłagały ratunek w postaci wzniesienia ich do nieba za pomocą skalnej iglicy poza łapy niedźwiedzia . Wściekły niedźwiedź rył pazurami zbocza skały i stąd do dzisiaj charakterystyczne wyżłobienia w strukturze góry. Oczywiście siedem sióstr Wielki Duch zostawił w niebie i dzięki temu mamy teraz gwiazdozbiór Plejad.
Szczyt góry znajduje się na wysokości ponad 1500m nad poziom morza a sama góra jest mekką wspinaczy z USA i całego świata. Na szczyt prowadzi ponad 200 dróg wspinaczkowych o skali trudności od 5.7 do 5.13, a po ludzku mówiąc na górę nie da się wejść trzeba się na nią wspiąć.
Mimo że co roku wspina się na Devils Tower kilka tysięcy ludzi i góra wymaga pewnych umiejętności wspinania, to do dzisiaj zanotowano tylko kilka wypadków śmiertelnych. A ludzie wspinają się na Wieżę Diabła od lat 40 dwudziestego wieku! Jeśli nie umiesz się wspinać, za 25 centów możesz z parkingu przy Visitor Center oglądać przez stacjonarne lornetki wspinających się na Devils Tower śmiałków.
W miesiącu  czerwcu który jest miesiącem indiańskich modłów w tym rejonie nie wspina sie na DT aby uszanowac indiańskie wierzenia.
Jakieś 30 kilogramów temu w latach 90 wspiąłem się na DT droga 5.8. Tylko dzięki mojemu koledze Januszowi który „szedł” pierwszy a ja „drapałem” się za nim zbierając sprzęt.. Mam zdjęcia jeśli ktoś nie wierzy! Widok z góry niesamowity a okolica urzekająca.
Szczerze polecam odwiedzić DT gdzie możecie spędzić tylko godzinę na robieniu zdjęc( i chłonięciu atmosfery rodem z „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” bo to właśnie na ta góra prześladowała Richarda Dreyfuss’a i na nią przylecieli kosmici z filmu Spielberga) a możecie też wybrać się na naprawdę świetny spacer wokół góry, to jakieś dwa-trzy kilometry jeśli macie więcej czasu jednak jeśli jedziemy do Yellowstone to czasu za dużo nie ma..
Po drodze do Cody które jest naszym kierunkowskazem do Yellowstone, przejedziecie jeszcze przez Bighorn National Forest gdzie jeśli pojedziecie północna trasą będziecie się wspinać półgodziny serpentynami na ponad 2400 metrów nad poziom morza i podziwiać wschodni Wyoming z tej perspektywy. Google Earth na żywo…
Kiedy miniecie Cody wjeżdżacie na drogę North Fork Hwy która przez prawie 70km wzdłuż malowniczej Shoshone River doprowadzi was do wschodniego wjazdu do Yellowstone. Droga wiedzie wzdłuż doliny czy może wąwozu na wysokości ponad 2000m gdzie szczyty górskie po obu stronach drogi maja po 3000 metrów.
W najszerszych miejscach dolina ma 4km a najwęższych kilkaset metrów.
Nie jest to może kanion, no może w kilku miejscach wygląda jak kanion, jednak robi niesamowite wrażenie a rzeka Shoshone jeszcze pobija to wrażenie.
Zaraz za Cody zobaczycie zaporę Buffalo Bill’a która na Shoshone River tworzy „mały” ponad 11 kilometrowy zbiornik wodny.
Jeśli naprawdę chcecie poczuć klimat gór to proponuje poszukać noclegu właśnie na tym odcinku waszej trasy gdy po 6-7 godzinach drogi dotrzecie do bram Yellowstone. Znajdziecie na tym odcinku kilka zajazdów- tutaj zwanych Lodge albo Ranch które oferujących noclegi w górskich chatach stojących wśród drzew na skraju lasu.
My skorzystaliśmy z ABSAROKA MOUNTAIN LODGE które oferuje kilka chat- cabin położonych w lesie nad robiącym fantastyczny ale spory szum strumieniem. Cena za noc w zależności od wielkości chaty od 140 do 200 dolarów, my skorzystaliśmy z chaty zwanej Grizzly Den.
W Cody gdzie jest kilka hoteli i moteli na pewno znajdziecie nocleg tańszy ale to ponad 70km od bram parku no i to tylko hotel… Jeśli już odżałujecie na nocleg nad Shoshone River warto wybrać się rano na wycieczkę konną.
Umiejętność jazdy nie jest wymagana, miejscowy wrangler( tak się nazywa po ichniemu nasz rodzimy kowboj :) ) pokaże ci w krótkim instruktażu jak kierować koniem na zasadzie :naprzód, stój, prawo i lewo.
Ponieważ w Absaroka nie zarezerwowaliśmy wcześniej wycieczki i nie mieli już miejsc na wycieczki konne oraz było już późno a oni zamknęli kuchnie o 19, wybraliśmy się do SHOSHONE LODGE AND RANCH jakieś 10km na zachód od naszego noclegu żeby zjeść kolacje. To ośrodek nieco większy niż kameralna Absaroka i oba miejsca warte są polecenia.
Tutaj bez problemu zarezerwowaliśmy dwugodzinną wycieczkę następowego dnia rano, a że miejsce było po drodze do Yellowstone bardzo nam to pasowało.
Noc w chacie kosztowała 170 dolarów, natomiast wrażenia bezcenne! Wszędzie informacje żeby po zmierzchu nie oddalać się od chat bo to terytorium grizzly, zamykać drzwi i blokować okna..
Można usiąść na werandzie na bujanym fotelu, strumień szemrze, las szumi cos huczy, chata trzeszczy..klimacik .
A gwiazdy tak blisko że można wręcz dotknąć.

Rano na koń, i mimo że miało być tylko dwie godziny konno spędzamy prawie trzy wjeżdżając na pobliskie szczyty wzniesień. Na nogach zeszło by nam pół dnia a tak wjeżdżamy w dwie godziny na wysokość prawie 2600m npm na mała polankę z której widzimy w całej okazałości dolinę Shoshone River.
Nasz przewodnik zresztą tez o imieniu River snuje opowieści o lokalnych atrakcjach ciągle podkreślając że jesteśmy na terytorium grizzly.
Traktujemy to jako typowe blabla dla turystów, River nas przekonuje że nie ściemnia i pokazuje spróchniałe drzewa z oderwanymi płatami kory na których widać ślady pazurów. Jeśli to faktycznie ślady pazurów to łapa z nimi musiała być naprawdę imponująca!
River twierdzi że grizzly szukają pod korą mszyc i innych owadów czy robaków bo to ich przysmak stad te ślady na drzewach. Pytam złośliwie czy to na grizzly nosi na plecach za paskiem pistolet S&W cal.40 na co spokojnie odpowiada ze to na ewentualnie spotkane wilki bo na grizzly ma flarę.. W sumie wszystko niby trzyma się kupy więc nie wnikam…
Zaczynamy trochę bardziej wierzyć w opowieści River’a chwilę później kiedy za zakrętem ścieżki po której leniwie kroczą nasze konie spotykamy bizona. Spotkaliśmy już bizony w South Dakota w Custer State Park i co prawda robiliśmy im zdjęcia nawet z odległości kilku metrów, ale siedzieliśmy w samochodzie… Tutaj bizon stał na ścieżce jakieś 30m od nas, stał i się patrzył. Nie wiem czy był duży jak na bizona ale na pewno był większy od naszych koni. Dużo większy.
River spokojnie stwierdził że go zna bo się tu często pląta, i że to młody samiec, i że nie przejedziemy ścieżką i musimy go ominąć.. Powiedział poczekajcie tu, i zniknął na koniu w krzakach jadąc w górę zbocza.
Zostaliśmy sami z bizonem i mało szczęśliwymi końmi.. Chyba też widziały że bizon jest od nich większy i nie podobało się im to..
Po szybkiej analizie sytuacji stwierdziłem że każde z nas ma jakieś atuty w tej sytuacji: koło mnie było drzewo na które mogłem szybko wleźć, córka świetnie jeździ konno, no a żona jest dobrze ubezpieczona… Żartuję!!
Zaraz wrócił River i objechaliśmy bizona pnąc się na złamanie karku w górę zbocza. Aha nie można mieć leku wysokości bo konie wędrują po ścieżkami na naprawdę stromych zboczach. Grizzly nie spotkaliśmy. Tam.
Koszt takiej przyjemności ok 190 dolarów ale po raz kolejny wrażenia bezcenne. Wszystkie opisane miejsca możecie znaleźć w Google, obejrzeć w Google Earth i wszystko można po rezerwować i pozałatwiać via Internet. Wystarczy email i nr karty kredytowej…
Opuszczając urocze koryto Shoshone River wjeżdżamy do Yellowstone przez wschodnie wejście…

Ponad Shoshone River..

No i bizon żeby nie było..

Północno-wschodnia część Yellowstone

Yellowstone

Park Narodowy Yellowstone, najstarszy i jeden z najbardziej znanych na świecie rezerwatów przyrody..
Jako park narodowy istnieje od 1872 roku.
Położony na terenie trzech stanów: Wyoming, Montana i Idaho zajmuje powierzchnie ok 9000 km kwadratowych.
Park od wschodu jest ograniczony Jeziorem Yellowstone a od północnego wschodu rzeka Yellowstone i można do niego wjechać przez pięć wejść: południowe, zachodnie, północne, północno-wschodnie i wschodnie.
Jadąc od strony Cody po noclegu nad Shoshone River wjeżdżamy przez wejście wschodnie.
Wjazd do parku standardowy, płacimy (35 dolarów za pojazd) lub pokazujemy „wejściówkę” roczną, miły strażnik/strażniczka daje nam folder parkowy z miarę dokładna mapa na której zaznaczone są wszystkie atrakcje i przybliżony czas jazdy na poszczególnych odcinkach oraz opis tychże atrakcji i w drogę.
Tutaj uwaga: strażnicy parkowi zwani tutaj park ranger to w większości wysoko wykwalifikowany personel mający ogromna wiedze tak praktyczna jak teoretyczna o parku. W sezonie co prawda NPS zatrudnia masę młodzieży , do różnych prac pomocniczych przy obsłudze turystów ale w visitor center i przy wjazdach zawsze macie kogoś ze stałej obsady parku. Młodzież też zanim zacznie prace sezonowa kończy kurs teoretyczny i praktyczny o topografii i historii parku.
Każdy park narodowy ma w pobliżu któregoś z wjazdów visitor center(centrum dla gości), niektóre parki maja takie centrum tylko jedna ale np. Yellowstone ma ich cztery. To połączenie punktu informacyjnego, centrum zgłoszeń , miejsca odpoczynku z toaletami i prysznicem oraz sklepu z pamiątkami. Często przy visitor center znajdują się muzea tematycznie związane z parkiem i jego atrakcjami.
Większość visitor center nie jest czynna 24h więc musicie się zmieścić w godzinach pracy jeśli chcecie cos z tego miejsca. Informacje o visitor centers otrzymacie przy wjeździe do parku. Wjeżdżając do każdego parku dostajecie folder-mapę parku i często broszury o samym parku co jest wliczone w cenę wjazdu. Jeśli chcecie dowiedzieć się co jest najbardziej warte zobaczenia albo ile wam co zajmie czasu to oczywiście sami możecie ustalić za pomocą netu i mapy ale tez możecie spytać strażnika parkowego i na pewno dostaniecie wyczerpująca odpowiedz.
Strażnicy noszą mundury i charakterystyczne kapelusze takie jakie używała US Army w czasie pierwszej wojny światowej a i obecnie wciąż są elementem umundurowania instruktorów musztry w boot camp US Army.

Wracamy do Yellowstone. Wjeżdżając przez wejście wschodnie wjeżdżacie do parku na wysokości północnego brzegu jeziora Yellowstone a do samego  jeziora dojedziecie po ok 50 minutach jazdy pomiędzy górami i mniejszymi jeziorami. Niesamowite widoki, nas co prawda dopadł tam śnieg z deszczem ale i i tak widok imponujący. Zresztą po chwili przestał padać..Była połwa czerwca.
Jezioro Yellowstone to spory zbiornik wodny o rozgałęzionym kształcie i sam jego zachodni kraniec który jest granica parku to prawie 40km.
O kąpieli raczej zapomnijcie woda jest koszmarnie zimna-pamiętajcie że Yellowstone w większości leży na wysokości ponad 2000m npm, więc woda jest zimniejsza niż w Morskim Oku…
Ale nikt wam kąpać się nie zabroni, chcesz masz…
W każdym razie po przejechaniu kilku kilometrów wzdłuż północnego brzegu jeziora dojedziecie do Grand Loop-Wielkiej Pętli czyli drogi okalającej większa część parku która pozwoli dotrzeć do większości największych atrakcji Yellowstone. Wielka pętla to ok 230 km i musimy założyć że średnia prędkość w parku to nie więcej niż 45mi/h -70km na godzinę.
Tutaj kolejna uwaga: dozwolone prędkości w USA nie rzucają na kolana. Na większości autostrad dozwolone prędkości to 65 mil na godzinę czyli ok 105 km/h, w niektórych stanach poza obszarami zbudowanymi na autostradach można spotkać znaki 75 mil na godzinę(120 km/h) a tylko gdzie nie gdzie np. w Nevadzie można jechać 80 mil na godzinę (130 km/h). Poza autostradami zazwyczaj mamy znaki 55 mil na godzinę(90 km/h) natomiast w terenie zabudowanym najczęściej 25-35 mil(40-60 km/h).
Policja Stanowa znana jest z małej wyrozumiałości dla łamiących przepisy kierowców( przekroczenie prędkości to speeding) a już Highway Patrol(po naszemu drogówka) kompletnie nie zna się na żartach…
Dojeżdżając do Fishing Bridge Visitor Center musimy podjąć ważną decyzje: w którym kierunku wjedziemy na Grand Loop a to z kolei zależy od tego w jaki sposób zamierzamy zwiedzić Yellowstone.
Największe atrakcje Yellowstone to: gejzer Old Faithful, gorące źródła Grand Prismatic Hot Springs i Mammoth Hot Springs oraz Grand Canyon of Yellowstone River. Jeśli macie czas na całą wielka pętle to skręcacie w lewo w kierunku na Canyon Village i rozpoczynacie co najmniej 8 godzinna podróż przez park.
Powiem tak zobaczenie Yellowstone jest warte spędzenia tutaj całego dnia, prawie trzy miliony turystów rocznie nie może się mylić..

Jednak wymaga to spędzenia nocy w tamtym rejonie gdzie baza noclegowa jest stosunkowo mała i droga. Żeby nocować w parku trzeba zrobić rezerwacje przynajmniej 8-12 miesięcy wcześniej i liczyć się z cena za nocleg na poziomie 180-230 dolarów za pokój.
Oczywiście można spać na polu namiotowym jeśli macie namiot i sprzęt do biwakowania w amerykańskich parkach, jest dosyć duża baza kampingowa. Możecie tez wrócić po prostu do naszego ostatniego miejsca noclegu czyli do Absaroka nad Shoshone River ale to dodatkowe 60km i następnego dnia dodatkowe 100km w drodze na południe.
No i tam też nie jest specjalnie tanio…
My mieliśmy niestety bardzo mało czasu bo w 15 dni zaplanowaliśmy przejechać 5.500 kilometrów w pętli z Denver do Denver przez 17 parków narodowych w stanach South Dakota, Wyoming, Utah, Arizona, Nevada, Kalifornia..
Dlatego zdecydowaliśmy się wjechać na Wielka Pętle na południe w kierunku na Grand Village i zobaczyć tylko gejzer Old Faithful i Grand Prismatic Hot Springs.
Te atrakcje znajdują się na południu parku i ograniczając się do nich mieliśmy możliwość jeszcze tego samego dnia zobaczyć nasz kolejny cel czyli Grand Teton National Park.
Zrobiłem cała Wielką Pętlę w 1990 r i z tej perspektywy oceniłem że tylko strata Kanionu Rzeki Yellowstone jest warta żalu wynikającego z pośpiechu.
Chce podkreślić jeszcze raz: cały park jest wart zobaczenia, nawet tydzień tutaj nie znudzi nikogo z was, gwarantuje! Poza klasycznie amerykańska turystyką czyli samochód- parking- zdjęcia- samochód i dalej, jest tu multum szlaków pieszych i rowerowych na których możecie spędzić tygodnie..
Wszystkie w/w ograniczenia i pomijanie atrakcji nie wynika z ich płochości a jedynie z limitu czasu i ewentualnie kosztów.
Niestety życie to trudna sztuka wyboru..
Kanion Rzeki Yellowstone jest położony ok 30km na północ od Fishing Bridge czyli miejsca gdzie wjeżdżamy do parku w połowie długości pętli co daje możliwość skrócenia jej niemal o połowę.
Po dojechaniu do Canyon Village i obejrzeniu wodospadów musicie się kierować na zachód na Norris Grey Basin a z stamtąd na południe w kierunku na Old Faithful i później na Grant Village i…zrobiliście „dolną” pętle.
Kanion Yellowstone oferuje piękny widok rzeki  spadającej do niego w dwóch dużych wodospadach w swojej pokręconej drodze do Montany.
Pierwszy wodospad zwany górnym-Upper Falls ma ponad 30 metrów wysokości co już robi wrażenia natomiast dolny wodospad - Lower Falls który znajduje się ok 500m dalej, zrzuca wodę z wysokości 94 metrów i to jest już woow!
Daleko mu oczywiście do Salto Angel ale to prawie dwa razy wyżej niż Niagara! Rzeka jest szeroka na ok 20 metrów natomiast głębokość kanionu to prawie 300m więc jest pełny efekt kanionu, czyli wysoko i głęboko.
Kanion ciągnie się ok 7km na północ.
Jak przy wielu wodospadach tutaj też unosi się mgła wodna co daje przepiękne efekty tęczy jeśli mamy słoneczny dzień a zdjęcia najfajniej wychodzą robione z platformy widokowej poniżej wodospadu górnego.
Trzymając się planu minimum jedziemy zachodnim brzegiem jeziora Yelowstone na południe do Grant Village i tam skręcamy na północny zachód (czyli w prawo :)  )w kierunku na gejzer Old Faithful.
Po zaparkowaniu trafiamy do jednego z najbardziej komercyjnych miejsc w tym parku czyli „amfiteatru”  Old Faithful.
Trzy ogromne parkingi, ze trzy hotele, restauracja, sklepy i trybuna otaczającą od południa gejzer gdzie można usiąść i jedząc hot-doga czekać na erupcje gejzera. Ta część wygląda jak amfiteatr i kurort, ale odchodząc na północ drewnianymi pomostami można odejść dalej aby nie siedzieć w tym tłumie ludzi.
Erupcje następują średnio co 55-65 minut tak więc albo trzeba w necie na stronie parku sprawdzić godziny i wpasować się w podany czas, albo poświęcić ponad godzinę a prędzej czy później w tym czasie zobaczymy erupcję.
Moim zdaniem z nóg nie zwala ale trochę wrażenia robi. Potężny słup wrzącej wody wyrzucony na wysokość ok 40m daje pojęcie o potędze natury i przypomina że Yellowstone znajduje się jak korek nad podziemnym super wulkanem który ma któregoś dnia przynieść Armagedon dla USA i nie tylko.. miejmy nadzieje że Matka Natura poprzestanie na pognębieniu nas corona wirusem a inne Armagedony zostawi dla przyszłych pokoleń.
Wokół gejzera możemy pospacerować i popodziwiać różne formy skał naciekowych o zadziwiających kolorach. 9 km na północ mamy kolejna wielka atrakcje Yellowstone Grand Prismatic Spring czyli Wielki Źródło Pryzmatyczne.

Grand Prismatic Spring to niewielkie owalne jezioro o szerokości 150 metrów( głębokości nie sprawdzałem bo to info mało praktyczne nikt normalny by tam nie wlazł..) utworzone przez gorące źródła wypychające na powierzchnię w ciągu minuty ponad 2000 litrów wody o temperaturze ok 70 stopni.
Co stanowi o atrakcyjności tego miejsca?
Nieprawdopodobne kolory wody i formacji skalnych wokół jeziora.
Stąd zresztą nazwa tego miejsca która odkrywcy nadali porównując widok do tego który daje pryzmat rozdzielając światło na kolory tęczy.
Za wikipedia: „…wzdłuż brzegów jeziora powstaje rudy pas osadu krzemionki wytrącającej się ze skał kaldery. Osad ten zmienia czasem kolor na brązowy, czerwony lub ciemnożółty na skutek obecności sinic (cyjanobakterii). Dalej od wody po wyschnięciu, krzemionka staje się biała, lekko żółta lub szara. Brzeg jeziora przykryty wodą przybiera różne odcienie zieleni dzięki żyjącym na brzegu ciepłolubnym sinicom. Im bliżej środka jeziora, tym barwa staje się ciemniejsza (aż po ciemny turkus i granat). Kolory te powstają dzięki rozpraszaniu światła przez wodę, a nie jak sądzono pierwotnie - dzięki bakteriom wykorzystującym energię cieplną wody do rozmnażania się. W pobliżu jeziora nie czuć także charakterystycznego zapachu siarkowodoru, w odróżnieniu od innych termalnych obiektów w parku. Przyczyną tej różnicy jest występowanie w wodzie rozpuszczonego gazowego wodoru i braku siarki w źródłach. Woda w Grand Prismatic Spring ma z reguły odczyn obojętny lub lekko zasadowy (maksymalnie do 8,4 pH), w zależności od ilości bakterii w zbiorniku, temperatury wody oraz ilości wody wypływającej w danym momencie z kanałów pod jeziorem.W jeziorze stwierdzono dotychczas istnienie kilku rodzajów ciepłolubnych sinic: Synechococcus, Phormidium oraz Calothrix. Pierwsze z nich są najjaśniejsze i żyją w najcieplejszym środowisku (od 63 do 74,5 °C), bakterie z rodzaju Phormidium są pomarańczowe i żyją w temperaturze od 45 do 60 °C, a bakterie Calothrix preferują najniższy zakres temperatury (od 30 do 35 °C) i nadają osadowi kolor brązowo-czarny".
Kolory są naprawdę niesamowite i zdjęcia niestety tego nie oddają.
Najpiękniej to miejsce wygląda z powietrza ale w Yellowstone jak w większości parków narodowych nie wolno latać dronami.
Teren wokół jeziora jest płaski więc trudno zrobić zdjęcie pokazujące całość palety kolorów tutaj dostępnych, ale i tak będziecie zadowoleni. I uspakajam fanów Insta, selfie wychodzą nie najgorzej!
Yellowstone to również a może nawet przede wszystkim , zwierzęta tutaj mające dom które spotyka się bardzo często.
Prawie na pewno spotkacie tutaj obok drogi albo na samej drodze (łażą jak święte krowy…ponawiam prośbę :nie drażnij króla prerii)bizony, gdyż w Yellowstone żyje dzikie stado liczące prawie 3.000 zwierząt, jelenie i sarny spacerują równie często przy drodze, mżna tez zobaczyć rodzinę łosi dostojnie przemierzającą park.
W 1990 widziałem w okolicy Virginia Cascade pumę tutaj zwana lwem górskim. Leżała na półce skalnej koło drogi jakieś 6 metrów ponad droga ze zwieszona łapa i ogonem patrząc bez widocznych emocji na ludzi wysiadających z samochodów i robiących jej zdjęcia. Cóż , cały kot…
Zwierzęta w Yellowstone generalnie wyglądają jakby ignorowały ludzi… Opowiedziałem o pumie która widziałem w 90tym strażnikowi parkowemu, który powiedział że niestety teraz to wielka rzadkość w Yellowstone.
Generalnie jeśli jedziecie przez park i widzicie samochody stojące na poboczu to oznacza że ludzie stanęli bo w pobliżu jest jakiś zwierzak do sfotografowania. Nie należy trąbić na „idiotów” czy dziko wyprzedzać tylko zatrzymać się i zobaczyć co tez nam natura chce pokazać. Choć zgodnie z przepisami należy zatrzymywać się tylko w miejscach do tego wyznaczonych, których co prawda nie brakuje ale trudno żeby łoś czy inne zwierze akurat tam chciało się nam pojawić i pozować na fejsa....Ruszajmy do Grand Teton National Park

Grand Teton z nad Jeziora Jackson

Grand Teton National Park

Zawracamy do Grand Villaga i opuszczamy Yellowstone wejściem południowym.
Do wyjazdu z parku mamy jeszcze 40km wyjątkowo urokliwej drogi wzdłuż rzeki, środkiem lasu i koło jezior. Po wyjeździe z parku dotrzecie do  Jackson Lake wzdłuż którego wschodniego brzegu będziecie jechać w kierunku Grand Teton  National Park. I właśnie tam z brzegów tego jeziora pierwszy raz zobaczycie pokryty sniegiem Wielki Sutek.
Nazwa masywu pochodzić ma z miana jakim ochrzcili masyw francuscy taperzy „les trois tétons” oznacza "trzy sutki" ewentualnie "smoczki".
Masyw to przede wszystkim trzy szczyty: Południowy Teton(3814 m n.p.m), Środkowy Teton(3902 m n.p.m) i Wielki Teton(4199m n.p.m) oraz oddzielony od nich głęboką dolina Mount Owen(3940m n.p.m).
Masyw ma długość ok 100km i szerokość 30km a ponad jezioro Jackson wznosi się prawie 2100m co powoduje że wygląda jak ogromne skalne zęby wyrastające ze wzgórz za jeziorem.
Szczyty zamykające masyw z południa i północy maja ponad trzy tysiące metrów, czyli wznoszą się ponad 1000m nad poziom jeziora więc widok jest zapierający dech w piersiach. Stojąc na wschodnim brzegu jeziora Jackson widzicie masyw od południowej do północnej krawędzi. A później będzie jeszcze lepiej..
Jedziemy dalej na południe John Rockefeller Jr Pkwy mająca również oznaczenie droga stanowa 89 aż do Jackson Lake Junction czyli skrzyżowania i tutaj skręcamy zachód albo jak kto woli w prawo , droga nazywa się Teton Park Road.
Ta droga zaprowadzi nas do Jenny Lake, jeziora które leży u podnóża Wielkiego Tetona. Zjeżdżamy w prawo na drogowskaz Jenny Lake Visitor Center i jesteśmy w miejscu gdzie można rozpocząć eksploatacje parku.
Grand Teton National Park to raj dla wspinaczy i miłośników wycieczek górskich. Do wykorzystania ponad 300km szlaków turystycznych i ogromna liczba pól biwakowych.
Jeśli nie macie ochoty możliwości lub czasu na wspinaczkę, czy dłuższy hiking lub spędzenie tutaj dłuższego czasu to możecie zrobić milion zdjęć posiedzieć nad jeziorem i pomoczyć nogi w lodowatej wodzie..
Dla mniej leniwych istnieje opcja wycieczki brzegiem jeziora, całe jezioro to ponad 13 kilometrów ale po „prawie” płaskim więc nie trzeba mieć kondycji młodej kozicy górskiej.
Można tez skorzystać z promu czy chyba bardzie tramwaju wodnego który co 20 minut pływa z Visitor Center na zachodni brzeg jeziora –West Shore Boat Dock, gdzie macie kilka szlaków pieszych nie dłuższych niż 2 km, np. do Hidden Falls(super!!!) czy Inspiration Point, a które dadzą wam poczuć że jesteście w wysokich górach.
Jeśli macie więcej sił to z przystani łodzi oprócz krótkich szlaków znajdziecie wejście do Cascade Canyon, imponującego prawie 7 kilometrowego szlaku którym można dojąc do dwóch górskich jezior South i North Fork Cascade.
Ale to już kilkugodzinna wycieczka a do samych jezior trzeba się już trochę zmęczyć żeby wejść i często po śniegu. Nawet w lipcu.
Bilet na tramwaj wodny to 18 dolarów w obie strony, ale możecie zrobić wersje semi leniwą czyli kupić bilet w jedna stronę za 10 dolarów od osoby i z przystani ruszyć na południe wzdłuż jeziora szlakiem Jenny Lake Trail do Visitor Center.
To jakieś cztery kilometry ścieżką przez sosnowy las i brzegiem jeziora.
Zajmie to niewprawnemu piechurowi 1,5 godziny no może dwie jeśli będziecie robić tysiąc zdjęć a gwarantuje że tak będzie.
Tak więc jak to w USA każdemu do wyboru do koloru.
Chcecie posmakować prawdziwych wysokich gór? No niby Jezioro Jenny położone jest prawie 2100m n.p.m więc jakby nie było to wysokie góry nawet na płaskim, ale mówię o takim pseudo wysokogórskim wyczynie.

Jeśli macie dość sił , dobre buty i jakieś doświadczenie w wycieczkach wysokogórskich proponuje wyjść z Visitor Center na szlak do Jeziora Niespodzianka-Surprise Lake.
To ponad 8 km cały czas pod górę przez las sosnowy, gdzie naprawdę można się zmęczyć ale efekt jest tego wart.
Jezioro jest położone na wysokości 2900m n.p.m , ma kształt owalu o średnicy może 200m. Woda jak kryształ, a położone w tak pięknym miejscu że można usiąść i nigdzie więcej już nie chodzić.
Ale naprawdę warto przejść jeszcze 300m pod górę i zobaczyć kolejne jezioro, Amphitheater Lake. Z tym że Surprise moim skromnym zdaniem jest ładniej położone bo otacza go las, natomiast Amphitheater to bardziej typowe jezioro górskie pośród skał ala Czarny Staw.
Jakieś 500m metrów na północ od naszego jeziorka mamy jeszcze jedno jezioro- Delta Lake, niestety żeby do niego podejść trzeba zejść dosyć stromym żlebem, więc proponuje tylko podejść do krawędzi i podziwiać go z góry.
Nad Surprise Lake mamy też możliwość spędzenia nocy gdyż jest tu jedno z najwyżej położonych w okolicy pól namiotowych.
O ile wycieczki górskie czy nawet wspinaczka nie wymaga żadnego pozwolenia, (jedynie w przypadku wspinaczki należy zgłosić cel i godzinę wyjścia w stacji strażników parkowych w Jenny Lake Visitor Center), o tyle nocleg w parku wymaga wykupienia pozwolenia od władz parku. Jeśli zgłosicie wyjście w góry co jest skąd inąd dobra praktyką to nie zapomnijcie zgłosić powrotu bo mogą rozpocząć za wami poszukiwania. I obciążyć was kosztami.

Co do Surprise Lake miałem okazje je zobaczyć 1990 r. w drodze na Grand Teton. Zresztą dotarcie nad jezioro nie wynikało z naszych intencji tylko z naszego błędu, gdyż źle oceniliśmy sposób podejścia do masywu Tetona.
Należy pamiętać że w USA w parkach narodowych możecie chodzić gdzie chcecie (chyba że gdzieś jest wyraźnie napisane że niewolno), jednak oznakowanie szlaków IMHO jest dużo gorsze niż w Polsce. Wynika to chyba z tego że bardzo wiele osób korzysta tutaj z asysty przewodników a ci nie potrzebują oznaczeń szlaków. No i w latach 90 nie było Internetu gdzie można by opracować szczegóły wejścia na szczyt.
Wspólnie z Januszem (tym samym który wciągnął mnie na Devils Tower) ruszyliśmy skoro świt z parkingu nad Snake River na Grand Tetona.
Już na podejściu do Surprise Lake spotkaliśmy na ścieżce dziwne zwierzę.
Bo musicie wiedzieć że Grand Teton National Park słynie z tego że jest domem setek gatunków zwierząt a że obszar parku jak na USA jest relatywnie niewielki, to i szanse na spotkanie z którymś z jego naturalnych mieszkańców są duże. Wracając do naszego spotkania: zwierz z wyglądu ni to borsuk, ni to łasica, ni to świstak, w każdym razie siedziało to bydle na ścieżce i nie miało zamiaru zejść nam z drogi.
Gdy podeszliśmy bliżej zwierzak zaczął na nas syczeć jak jakaś kobra i przy tym pokazał zęby których widok skutecznie nas osadził w miejscu.
Mimo naszego ataku werbalnego od „akysz” przez „poszedł won” a kończąc na mało precyzyjnych od wołaniach do niestandardowych metod reprodukcji, zwierzak nie okazał strachu i dalej się wściekle jeżył i zejść ze ścieżki nie zamierzał. Ponieważ nie było za bardzo jak go obejść-ścieżka pięła się stromym zboczem, a i całego dnia na podziwianie miejscowej wrednej fauny nie mieliśmy, pozbieraliśmy trochę kamieni o różnej wagomiarze celem humanitarnego rozwiązania problemu. Skopanie bydlaka w dół zbocza uznaliśmy za niewłaściwe zachowania dla miłośników przyrody naszego formatu..
Dopiero przy użytej średniej wagomiarze naszych "środków" perswazji, zwierzak syknął ostatni raz, rozdziawił imponująca paszczę i poszedł sobie w górę zbocza, w porastające je krzaki.
Już w fazie wyzwisk uzbroiliśmy się w dostępne na ścieżce patyki, i teraz przechodząc koło krzaków gdzie typ zniknął, przezornie kierowaliśmy nasza jedyna broń w tamtym kierunku. Ale widocznie nasze zwycięstwo było bezapelacyjne i ostaeczne , zwierzak odszedł.
Wieczorem kiedy zgłaszaliśmy w Ranger Station nasz powrót strażnik spytał jakie zwierzęta spotkaliśmy na szlaku. Jest  to tu powszechna praktyka strażników, oznaczają sobie w ten sposób migracje zwierząt. Tak więc głownie Janusz który był bardziej kompatybilny w języku Hemingway’a i Faulkner’a(wszak to USA..) opowiada strażnikowi że: widzieliśmy nad Surprise Lake stado jeleni i baribala, a i jeszcze jedno zwierzę ale nie wiemy jak się nazywa.
Wredne, syczy i ma dużo zębów. Strażnik zaprowadził nas do wielkiej tablicy ściennej z rycinami zwierząt żyjących w Grand Teton NP, i poprosił o wskazanie które to było zwierze. Błyskawicznie zidentyfikowaliśmy naszego typa odczytując nazwę: wolverine.

Jako że filmy o X-manach miały dopiero powstać, a Hugh Jackman jeszcze nie zapuścił bokobrodów, kompletnie nic nam to nie powiedziało.
Ranger na wiadomość że „spłoszyliśmy” rosomaka ze ścieżki (oczywiście tupiąc i klaszcząc bo jakże by inaczej..) pokręcił głową i poinformował nas że wolverine to wyjątkowo agresywne zwierzę i lepiej go nie drażnić , rozłoszczony potrafi atakować nawet grizzly…
Cóż nasz rosomak wyglądał wystarczająco wrednie, więc nie wątpiliśmy w informacje ranger’a. W każdym razie wieczorem pijąc piwo na parkingu nad Snake River doszliśmy do wniosku że dobrze że wybraliśmy humanitarny sposób przepłoszenia „wrednego świstaka” bo skopywanie go ze ścieżki mogło nie być najlepszym sposobem..
Wracając do Jeziora Niespodzianki, to jak pisałem bardzo urokliwe miejsce otoczone lasem z niesamowitym widokiem na masyw Tetona. Jako że Janusz musiał skorzystać z chwili odosobnienia, odłożyłem plecak i usiadłem na jakimś zwalony drzewie na brzegu jeziora aby dać odpocząć zmęczonym nogom.
Chwile później z lasu wyszły dwa jelenie (daniele, sarny czy inne, nie znam się specjalnie, ale nie łosie..) i skubiąc trawę szły w moim kierunku.
Podeszły do mnie tak blisko że słowo daje jeden z nich skubał trawę nie dalej jak 40cm od mojego buta! Nie ruszałem się , ba ani drgnąłem, podziwiając wielkie poroże bujające się pół metra od mojej twarzy i chłonąc obecność tego pięknego i majestatycznego zwierzęcia z tak bliska...
Czar prysł kiedy spośród drzew klnąc szpetnie wylazł Janusz, na co jelenie najpierw poderwały głowy a później dostojnym truchtem oddaliły się pomiędzy drzewa.
Zbierając się w dalszą podróż z nad Jeziora Niespodzianka zobaczyliśmy na przeciwnym brzegu niedźwiedzia czarnego który najpierw coś obgryzał a później grzbietem czochrał się o drzewo. Drzewo się kołysało od tych pieszczot więc miś na pewni nie wżył 100kg..
Skąd nasza pewność że to niedźwiedź czarny?
W całym Yellowstone i Grand Teton spotykaliśmy informacje na początkach szlaków i na campingach które uprzedzały że jesteśmy w Bear Country.
Były tam rysunki sylwetek i „profilów” obu miśków i praktyczne informacje. Jak je odróżnić?
Grizzly jest że tak powiem bardziej „garbaty”, większy, ma jaśniejsze futro a jego łeb ma charakterystyczny kształt.. no powiedzmy że czoło ma wyższe.
A praktyczne rady? Nie trzymać żywności w namiocie, jak macie ze sobą psa również niech śpi w samochodzie albo z dala od was (do parków narodowych nie można wprowadzać psów) a na szlakach najlepiej poruszać się w grupie i hałasować podczas marszu aby nie doprowadzić do niespodziewanego spotkania z niedźwiedziem.
Niektórzy polecają uzbroić się w specjalny gaz na niedźwiedzie, ale jak mi powiedział pewien mój kolega mieszkający w bears country, wkurzony niedźwiedź może być niebezpieczny ale wkurzony i „popieprzony” niedźwiedź na pewno będzie niebezpieczny.
Miejscowi na agresywne niedźwiedzie używają flar albo .308 winchester.
Po co to rozróżnianie jednego futrzaka od drugiego?
Poza różnicami fizycznymi oba „typy” znacznie różnią się charakterem.
Baribal bardzo rzadko bywa agresywny i prawie nigdy nie zaatakował grupy ludzi. Może dlatego że jest prawie o połowę mniejszy od grizzly a może czytał Winnie-the-Pooh i chce być jak on?
Grizzly to co najmniej pół tony futra, mięśni i wredoty. No i zęby i pazury. Biega z prędkością 50 km/h potrafi pływać i wejść na drzewo, choć to mu idzie akurat słabo bo jest wielki i ciężki . I wredny.. No i zęby i pazury..
Co do charakteru to grizzly na pewno nie czytał Kubusia Puchatka, a że człowiek biega wolniej od jelenia….
Ataki grizzly na ludzi zdarzają się sporadycznie ale miejscowi potwierdzają naukowy bełkot że najczęściej atak następuje gdy niepodziewanie „wpadniemy” na niedźwiedzia.
Niespodziewanie dla niego oczywiście...
I stąd idiotyczny ale pożyteczny zwyczaj podśpiewywania na szlaku gdy samotnie poruszamy się po Bear Country.. inna sprawa że jak nie umiecie śpiewać a traficie na muzykalnego grizzly….
Żeby nie zanudzać finalnie weszliśmy na szczyt, z dumą patrząc na świat poniżej nas… no i tu się zdziwiliśmy bo jakby nie patrzyć to nie byliśmy na najwyższym punkcie w okolicy. Czyli coś jest nie tak.
Znaleźliśmy metalowa rurę z dziennikiem w którym wpisują się „zdobywcy” szczytu i tam znaleźliśmy informacje że jesteśmy na Disappointment Peak na wysokości 3536m n.p.m… Widać sądząc po nazwie szczytu nie my jedni wybraliśmy zła drogę na Grand Teton’a.
Z naszego szczytu na Tetona było co prawda niecałe 1,5km w linii prostej jednak jak wiecie w górach linie proste nie maja zastosowania. Nie mieliśmy szans na wejście i powrót przed zmierzchem na szczyt a nie mieliśmy wyposażenia do spędzenia nocy w górach, więc po sesji zdjęciowej, wpisaniu się do dziennika szczytu zjechaliśmy do doliny pomiędzy obiema górami i zeszliśmy nad Jenny Lake.
Gdzie staliśmy się atrakcja wieczoru dla japońskich turystów ponieważ nie mając kasy na nocleg w hotelu postanowiliśmy wykapać się w jeziorze.. Nawet ranger wyszedł popatrzyć.
Żeby była jasność, nie była to żadna ekstrawagancja tylko zwyczajna potrzeba chwili. W czasie naszej podróży przez dziki zachód spaliśmy w samochodzie i posiłki robiliśmy po zakupach w supermarketach na stacjach benzynowych.
Na stacjach  korzystaliśmy też z sanitariatów i z pryszniców. Tam gdzie prysznice były.
Kuchenki nie mieliśmy więc wszystko na zimno. Pamiętajcie to był 1990 r i samo to że byliśmy w USA było niesamowitym szczęściem i o więcej nie prosiliśmy.
Tak więc po całym dniu wspinania mieliśmy do wyboru nie myć się, albo skorzystać z naturalnych zasobów wodnych czyli rzeki lub jeziora.
Jako że w Snake River myliśmy się wieczorem dnia poprzedniego i było to przeżycie gorsze niż Shoshone River sprzed Yellowstone postanowiliśmy skorzystać z jeziora bo tu choć woda stoi a nie próbuje ci urwać nogę czy co tam do niej włożysz....
Nie polecam. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem uczucia oblania wrzątkiem. Zanurzyłem się, cztery ruchy żabką do przodu, obrót,  cztery ruchy z powrotem i wyskoczenie jak łosoś z wody. Nie takie łatwe bo kamieniste dno, więc zanim znalazłem się siny na brzegu, stóp nie czułem zupełnie.
Japończycy klaskali, strażnicy się śmiali a my się trzęśliśmy.
Ale tyłem do nich, bo wiecie zimna ta  woda.. Tyle o zamierzchłej przeszłości.

Po nasyceniu się GTNP czyli stce zdjęć w róznych miejscach oraz bliskim spotkaniu z baribalem,ruszmy na południe do Utah, stanu który ma chyba największe nasycenie parkami narodowymi w USA.

Mały baribal, chwile wczesniej zaglądał Heli do samochodu..Grand Teton National Park